„Powrót do Nałęczowa” to barwna opowieść o sile rodzinnych więzi, które przenoszą bohaterkę – czterdziestoletnią Ankę Duszkowską – w przeszłość i dają jej możliwość poznania babci z czasów jej aktywności. Anka zachowuje przy tym swój wiek i kiedy w cudowny sposób trafia do Nałęczowa, ma tyle samo lat, co Zofia Leśniak – mama jej mamy. W rodzinne wspomnienia bohaterki wpleciony zostaje wątek miłosny – Anka przeżywa prawdziwą miłość i porządkuje swoje dotychczasowe sprawy uczuciowe.
Powieść opowiada o niewiele ponad dwutygodniowym pobycie Duszkowskiej w Nałęczowie jesienią 1932r. To podróż w czasie, która pozwala poznać przedwojenne miasto – Anka bowiem występuje w charakterze letniczki z Torunia. Spacerujemy więc z bohaterką po Nałęczowie i okolicy, podziwiając piękne nałęczowskie wille i inne charakterystyczne miejsca, jak park uzdrowiskowy czy najbardziej zieloną w mieście, które cale jest wielkim ogrodem, ulicę Lipową.
-Kto z nas nie chciałby, chociaż na chwilę, przenieść się w czasie. Zobaczyć ponownie bliskich, których już nie ma? Dowiedzieć się, jacy byli, o czym marzyli… Wrócić do dni, kiedy uczucia nazywały się podobnie, ale smakowały inaczej. Taką podróż funduje nam pani Wiesława Bancarzewska – pisze aktorka Justyna Sieńczyłło. – Dałam się oczarować tej historii.
O kulisach powstania powieści „Powrót do Nałęczowa” rozmawiamy z autorką Wiesławą Bancarzewską.
Jak narodził się pomysł książki „Powrót do Nałęczowa”? Dlaczego akcja została umieszczona akurat w przedwojennym Nałęczowie?
Wiesława Bancarzewska – Oglądałam zdjęcia z domowego archiwum i nagle poczułam potrzebę opisania mojej rodziny. Postanowiłam zrobić to w sposób zawoalowany, to znaczy napisać powieść, której bohaterami będą moi antenaci, pokazani oczami kogoś, kto potrafił wędrować w czasie i przeniósł się do nich z przyszłości, z roku 2011.
Skąd przedwojenny Nałęczów? Bo tam urodziła się i wychowała moja mama. Potem, po wojnie, gdy miała dwadzieścia sześć lat, wyjechała na stałe, lecz zawsze latem jeździła do Nałęczowa, który był dla niej domem rodzinnym i jednocześnie najpiękniejszym miejscem na ziemi. Mama do końca życia wspominała swój Nałęczów, a ja słuchałam…
Punktem wyjścia do poznawania Nałęczowa jest dla głównej bohaterki willa Marzanna. Dlaczego akurat to miejsce? Czy domek Babci Zofii także istniał realnie?
Wiesława Bancarzewska – Tak. Dom babci Zofii stał o rzut kamienia od Marzanny. Opisałam go z fotograficzną dokładnością, opierając się na rodzinnych opowieściach i na własnych wspomnieniach, bo do 1976 roku, dopóki władze miasta nie wywłaszczyły babci i nie zburzyły domu, jeździłam tam na każde wakacje. Niektóre przedmioty z tamtego domu mam teraz u siebie, na przykład ręcznie rzeźbione w szkole Żylskiego szkatułki i ramki z lat trzydziestych.
Zaznacza Pani, że fabuła książki jest fikcyjna, ale obok postaci wymyślonych przez Panią pojawiają się postacie żyjące naprawdę. W książce czasami zaznacza Pani źródła informacji, a jakie jest źródło informacji o Nałęczowie lat 1932 – 33? Jak udało się Pani stworzyć atmosferę rodziny Babci Zofii i Nałęczowa czasów Chmielewskiego?
Wiesława Bancarzewska – Głównym źródłem informacji o Nałęczowie były, oczywiście, opowieści rodzinne. Sądzę, że nigdzie w piśmiennictwie nie znajdzie się nałęczowskiej historyjki o policjancie i złodzieju, którzy żyli ze sobą w wielkiej zgodzie. Gdy policjant patrolował nocą ulice, co rusz pokrzykiwał: Stachu, dziś ja mam służbę! Złodziej, słysząc ten komunikat, rezygnował z wykonywania swego niecnego fachu, bo nie honor było mu okradać ludzi w czasie, kiedy dobry kolega strzegł porządku w miasteczku.
Korzystałam też z publikacji o Nałęczowie, starych dokumentów, jakie mam w domu, ale najciekawsze było zdobywanie informacji z pierwszej ręki – od ludzi, którzy mieszkali przed wojną w Nałęczowie. Kiedyś, na przykład, dotarłam do pewnej wiekowej damy (po dziewięćdziesiątce). Zaprosiła mnie do siebie i obiecała długą opowieść o Nałęczowie. Pojechałam do niej. Siedziałyśmy przy herbacie, gawędziłyśmy na ogólne tematy, potem przeszłam do meritum. Niestety, na każde zadane przeze mnie pytanie nieodmiennie padała ta sama odpowiedź: Kochaneczko, a kto by to pamiętał? Przełknęłam ślinę, godząc się z porażką, a tu dama kładzie na stole pudełko z pożółkłymi zdjęciami. Wszystkie na odwrocie precyzyjnie opisane. Istna kopalnia wiedzy!
Po ukazaniu się Powrotu do Nałęczowa” nawiązali ze mną kontakt różni interesujący ludzie, pamiętający dawny Nałęczów. Wśród nich pani Jadwiga Jamiołkowska, która urodziła się w Sadurkach pod Nałęczowem. Wymieniłyśmy dziesiątki maili i dzięki temu w drugim tomie, w „Zapiskach z Annopola”
mogłam opisać dwór w Sadurkach oraz jego mieszkańców – rodzinę państwa Brogowskich, rodziców pani Jamiołkowskiej.
Oprócz charakterystycznych dla Nałęczowa miejsc pojawiają się także regionalizmy kulinarne wraz z przepisami na te smakołyki, np. buracarz czy herbatka z fermentowanych liści poziomki. skąd te receptury?
Wiesława Bancarzewska – Herbatka z fermentowanych liści poziomki jest przepyszna, ale pod warunkiem, że przyrządzono ją z poziomek, które wyrosły na południowym zboczu górki Poniatówki w Nałęczowie. Takie czary – mary. A serio, to powiem, że nigdy nie zapomnę smaku barszczu ukraińskiego mojej babci. Tajemnica tkwiła w produktach.
Po pierwsze – babcia stawiała na piecu garnek z prawdziwą nałęczowską wodą z głębi ziemi, czyli ze swojej studni, która miała dwadzieścia pięć metrów głębokości. Po drugie – spacer z koszykiem wśród rosnących w ogrodzie warzyw. Babcia tu coś zerwała, tam coś uszczknęła, w innym miejscu wykopała. Strąki bobu,
gałązka lubczyku, buraki i tak dalej. Wszystko w znanych tylko sobie proporcjach, rozgrzane słońcem (w deszczowe dni barszczu ukraińskiego się nie gotowało, bo wiadomo, że się nie uda). Być może barszcz ukraiński babci był najbardziej ekskluzywną zupą, jaką jadłam.
W książce bardzo często bohaterce Ance Duszkowskiej towarzyszą sny, które m.in. odzwierciedlają jej nastroje, a czasami nawet wskazują przyszłość. Skąd taki pomysł? Czy Pani również przywiązuje wagę do snów jak Anka Duszkowska?
Wiesława Bancarzewska – Do snów mam podejście racjonalne. Można się z nich sporo dowiedzieć, lecz nie o przyszłości, a o tym co się dzieje w zakamarkach naszej duszy. Dla mnie sny to ukryte w obrazach biuletyny, które nocą podświadomość przesyła do świadomości. Albo się je rozszyfruje albo nie.
Przeniesienie w czasie, istnienie równoległych rzeczywistości to motyw znany w kulturze. Bada go także nauka. – Świat, w którym żyjemy jest tylko jednym z gigantycznej liczby wielu nieznanych nam wszechświatów, z których niektóre są prawie identyczne jak nasz, ale w większości są one od siebie zupełnie różne – uważa prof. Howard Wiseman z University w Brisbane, który w 2015 r. postawił nową, intrygującą hipotezę „wielu interakcyjnych światów” (ang. Many Interacting Worlds). Historia Anki Duszkowskiej wpisuje się więc w te wywody naukowe. Czy wierzy Pani w tę teorię?
Wiesława Bancarzewska – Do teorii o istnieniu równoległych rzeczywistości nie powinno się podchodzić z wiarą lub niewiarą. W świetle nauki występowanie światów równoległych jest możliwe, jednak ludzkiej wiedzy daleko jeszcze do pełnego opisu fizycznej rzeczywistości i potwierdzenia tej teorii.
Z drugiej strony zupełnie inne teorie mówią, że każda cywilizacja inteligentnych istot żyjących we Wszechświecie w pewnym momencie osiąga taki poziom rozwoju, który doprowadza ją samozagłady. Zatem niewykluczone, że zanim ludzka nauka potwierdzi lub odrzuci teorie o światach równoległych,
zrobimy sobie koniec naszego świata. Ale to jedynie domniemania. Wciąż możemy się cieszyć realną przestrzenią i czasem, walczyć o nie i puszczać wodze fantazji, która z łatwością tworzy takie
światy, jakich pragniemy.
Nad jaką książką pracuje Pani obecnie?
Wiesława Bancarzewska – Piszę powoli powieść, którą zatytułowałam: „Folwark Wery”. Koniec XVII wieku i skomplikowana miłość, nie-miłość między ubogą szlachcianką Werą a chłopem pańszczyźnianym.
Z Wiesławą Bancarzewską rozmawiała Anka.
Wiesława Bancarzewska autorka powieści o Annie Duszkowskiej: „Powrót do Nałęczowa”, „Zapiski z
Annopola”, „Noc nad Samborzewem”. Nauczycielka biologii. Mieszka w Inowrocławiu z mężem i trzema kotami.
Czytaj także: Nowa książka Mai Wolny>>>
Czytaj także: Co Jan Kochanowski robił w Kazimierzu>>>