Cmentarz świętego Jana w Kazimierzu złoci się w słońcu od klonowych liśćmi. To dodatkowa zachęta do odwiedzin tego miejsca, gdzie wielu z nas ma swoich bliskich i dalekich. Spoczywa tu wielu ludzi zasłużonych dla Kazimierza. Wśród nich franciszkanin o. Gałuszkiewicz.
Wśród tych ostatnich jest ojciec Adrian Gałuszkiewicz – franciszkanin. Większą część swego życia spędził w kazimierskim klasztorze. I dziś śpi w kwaterze Braci Mniejszych OFM. Zaraz po prawej stronie cmentarnej alejki dolnego cmentarza.
Trudno powiedzieć, kiedy o. Gałuszkiewicz pojawił się w kazimierskim klasztorze. Na pewno był w nim już, kiedy 22 stycznia 1863r. wybuchło powstanie styczniowe. W samym powstaniu jednak udziału nie brał. Ojciec Albin Sroka w książce „Sanktuarium maryjne franciszkanów reformatów w Kazimierzu nad Wisłą” wymienia nazwiska kazimierskich franciszkanów – powstańców: gwardiana klasztoru Rocha Jaśkiewicza, o. Leona Głowackiego – kapelana zgrupowania kazimierskiego Jakuba Burzyńskiego, br. Symeona Czerniakowskiego, furtiana, który zginął 8 lutego 1864r. w zakończonej klęską bitwie pod Słupczą. Nie ma wśród nich Gałuszkiewicza. Musiał być politycznie niezaangażowany, bo tylko jako taki zasługiwałby na miano „zaufanego” zakonnika, którego po kasacie zakonu w Kazimierzu 18 czerwca 1866r. można było pozostawić do obsługi kościoła. Nie trafił więc, jak inni, do etatowego klasztoru w Pińczowie. Pozostał w Kazimierzu.
Był osobistością nieprzeciętną
-Był osobistością nieprzeciętną, w zakonie był profesorem teologii i filozofii, znanym kaznodzieją. Dzięki tym zaletom był lubiany przez duchowieństwo i licznie gromadził księży na wszystkich klasztornych uroczystościach – pisze o nim ojciec Albin Sroka w książce „Sanktuarium maryjne franciszkanów reformatów w Kazimierzu nad Wisłą”. – Żył życiem zakonnym i takim pozostał dla ludzi i duchowieństwa.
Taki też obraz o. Adriana Gałuszkiewicza buduje w opowiadaniu „Z żywotów świętych” Bolesław Prus. Pisarz podczas jednego z pobytów w Kazimierzu odwiedził klasztor i poznał go osobiście.
-W drugim korytarzu stał rzeczywisty zakonnik w ciemnej sukni. Złożone na piersiach ręce wsunął w rękawy i patrzył na nas przygasłemi oczyma. Musiał to być człowiek bardzo stary; miał niewielką, białą brodę, czaszkę gładką i żółtawą jak kość, czoło pofałdowane podłużnemi bruzdami – czytamy w opowiadaniu.
Śledztwo w sprawie dzwonu i … kołdry
Pobrzmiewają w nim echa reporterskie. Pisarz odwiedzając klasztor w Kazimierzu – zapewne podczas jednej z wycieczek z pobliskiego Nałęczowa, w którym regularnie odpoczywał począwszy od 1882r. – towarzyszył sędziemu, który przyszedł tam służbowo. W związku ze śledztwem w sprawie kradzieży klasztornego dzwonu i… księżej kołdry! Musiało to być gdzieś po roku 1884r.
-Od r. 1884 o. Gałuszkiewicz – jak odnotował o. Sroka – poważnie chorował. W pracy pomagał mu miejscowy proboszcz s. Leon Kaszewski. W tym czasie klasztor bardzo podupadł, rozkradziono resztki mienia kościelnego, w tym także archiwum i bibliotekę.
Jak potoczyło się śledztwo w sprawie dzwonu i rzeczonej kołdry? Sędziemu z opowiadania Prusa niewiele udało się ustalić podczas rozmowy z ojcem Gałuszkiewiczem, choć ten najprawdopodobniej znał sprawców.
Ale kto księdzu dzwon ukradł, a podobno i kołdrę z celi?
— Zawsze ci sami kradną.
— Ale kto? niech ksiądz powie. Mamy kilku podejrzanych i chodzi o stwierdzenie.
Starzec schował ręce w rękawy i podniósł ramiona.
— To nie moja rzecz.
— Jakże nie?… Nie można przecie tolerować złodziei, którzy nawet kołdrę zabrali księdzu.
— Bóg z nimi. […]
— Miłujcie nieprzyjacioły wasze; czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą… to moja rzecz…
Czasami o północy bywa taki ścisk w kościele…
Literacka rozmowa z ojcem Gałuszkiewiczem na temat kradzieży toczy się w klasztornych katakumbach wśród grobów zakonników. Nic więc dziwnego, że w końcu schodzi na temat … duchów.
— Tak, Marcina ukradli… Pewnie, że w nocy. Kiedym wyszedł dzwonić na jutrznię i pociągnąłem sznur, już nie odezwał się.
— Komuż to ksiądz dobrodziej dzwoni na jutrznię?
— Komu? Wszystkim — odpowiedział, wodząc ręką dokoła.
— A ci słuchają się? — spytał sędzia i wskazał na szereg leżących.
— Ooo! Czasami o północy bywa taki ścisk w kościele, że w stallach umieszczam tylko przeorów, a mniejsi ojcowie siadają w ławkach na środku.
Podobne opowieści do dziś krążą wśród kazimierskich zakonników. Zmarły w 2017r. ojciec Bonifacy opowiadał swego czasu o błąkającym się po klasztornych korytarzach duchu zakonnika, którego pojawienie odczytywano jako prośbę o modlitwę. Po odprawieniu bowiem za niego mszy – znikał.
Prawda? Fikcja? Sędzia z opowiadania Prusa jest w tej kwestii realistą.
-Ten oto mnich, żyjący między zmarłymi, zaczytany w legendach, tak dalece zerwał z realną rzeczywistością, że bez ceremonji tworzy sobie fakty dziejowe. Szczęściem, krytyka pozytywna potrafiłaby nawet z takiej plewy oddzielić zdrowe ziarno…
Prus jednak, mimo wiary w pozytywistyczne idee, które realizował na kartach swoich dzieł, nie przekreśla ani opowieści ojca Gałuszkiewicza ani jemu podobnych. Skoro dają nadzieję?..
O. Adrian Gałuszkiewicz po kasacie zakonu spędził w kazimierskim klasztorze samotne 20 lat. Zmarł 30 listopada 1889r. 134 lata temu.
Czytaj także: Jak dojechać na cmentarz w Kazimierzu i Puławach>>>