Z kazimierskiej teki: Kazimierz Aleksandra Świętochowskiego

W kolejnym materiale z cyklu „Z kazimierskiej teki Adama Konasa” opowiemy o Kazimierzu z czasów Aleksandra Świętochowskiego, Asa polskiego dziennikarstwa przełomu XIX i XXw., który najlepsze chwile dzieciństwa spędził na Wylągach i na Nadrzecznej.

Feliks Świętochowski przyjeżdża do Kazimierza

W czasie wizyt w Kazimierzu warto wybrać się na Wylągi. Wśród wiekowych dębów stoi tu dwór szlachecki. Powstał on w 1848r. za czasów Kazimierza Wydrychiewicza, finansisty i przemysłowca, który gromadził podupadłe lub skonfiskowane przez carat majątki, a potem sprzedawał je z dużym zyskiem.

W tym czasie Feliks Świętochowski – niezamożny szlachcic herbu Dołęga – jest jeszcze właścicielem posiadłości ziemskiej pod Stoczkiem Łukowskim i zastępcą nauczyciela miejskiego. Kimś ewidentnie ważnym, skoro sam burmistrz miasta, Skupiewski, decyduje się oddać mu za żonę swoją córkę Michalinę.

Co się wydarzyło, że wkrótce po urodzeniu syna Aleksandra, Feliks sprzedaje majątek i przenosi się z rodziną w okolice Kazimierza Dolnego? Wiadomo jedynie, że nabywa niedawno wybudowany dwór z folwarkiem w Wylągach, gdzie spędza jednak tylko kilka miesięcy w roku. W związku z jego pracą w szkole elementarnej, która w tym czasie zajmuje budynki dawnego przytułku dla starców i kalek przy kościele świętej Anny, zmuszony jest szukać mieszkania w pobliżu szkoły. I takie znajduje.

-Jest to walący się domek przy ul. Nadrzecznej nad Grodarzem, należący dziś do 80 – letniego p. Stanisława Załuskiego, doskonale pamiętającego, że trzyizbowe mieszkanko zajmowali tam Świętochowscy – pisze w artykule „Miasto dzieciństwa Aleksandra Świętochowskiego” na łamach czasopisma „Ziemia” z 1935r. Stefan Rygiel. Zaznacza przy tym, że ów domek „należałoby ratować od grożącej mu zagłady”.

Próżno dziś jednak szukać tego domu na ulicy Nadrzecznej. 4 lata później wybucha wojna i inne sprawy okazują się ważniejsze niż ratowanie pamiątek…

Miejsce szczególnego wdzięku

Na Nadrzecznej i na Wylągach mały Oleś Świętochowski spędza nieprzerwanie pierwsze 10 lat swojego życia. Potem, gdy rozpoczyna edukację stopnia gimnazjalnego w Siedlcach i Lublinie, spędza tu każde wakacje i ferie. A także czas powstania styczniowego, gdy „szkoła uległa rozprzężeniu”. Wtedy uczy się samodzielnie, przygotowując się do egzaminu do kolejnej piątej klasy. W wolnych chwilach wędruje po okolicy. Jak zapamiętał Kazimierz z czasów swojego dzieciństwa?

-Było to zapewne w części wynikiem siły, świeżości i uroku wrażeń młodzieńczych, że Kazimierz nad Wisłą wydawał mi się zawsze i dotąd, po zwiedzeniu wielu pięknych okolic Europy, miejscem szczególnego wdzięku. Jego łagodne, krzewami obrosłe, w jesieni karminem jagód berberysowych ubarwione góry, ozdobione na wierzchach ruinami zamku i wieży, oddzielona od nich wąskim pasem drogi i sadów
szeroka wstęga Wisły, nad którą stoją opustoszałe martwe, poważne śpichlerze, skamieniałe pamiątki dawnej świetności, starością omszałe rzeźbione domy wszystko to składa się na krajobraz nadzwyczajnie piękny – cytuje fragmenty pamiętnika Aleksandra Świętochowskiego z 1929r. Stefan Rygiel. – Błądząc całymi dniami podczas wakacyi po tych górach i wąwozach, upajałem się ich czarem.

„Kaźmierz dzisiejszy”

Było to miejsce dla niego najważniejsze, skoro pierwszy artykuł – jeszcze jako 18 – letni student – poświęca właśnie Kazimierzowi. „Kaźmierz dzisiejszy” opublikowany w Tygodniku Ilustrowanym w 1867r. pokazuje jednak miasto, które dawno zapomniało czasy swojej świetności. Kaźmirz przedstawiony jest jako… jedna wielka ruina. Z jednej strony – piękne świadectwa pięknej przeszłości: zamek, baszta, kamienice.

-Sama tylko natura jakby broniąc tych zabytków, utuliła je na swem łonie, otaczając całem bogactwem piękności – czytamy w artykule podpisanym pseudonimem Henryk Dołęga.

Z drugiej – bieda ówczesnego bytowania: brudne domy, ulice i zaułki „okadzone wcale nieromantycznym wyziewem dębnika garbarskiego”.

-W kierunku intelektualnym trudno tu natrafić na zadowalające oznaki, z małemi tylko wyjątkami – pisze Świętochowski. – Rzadkością jest tu jakiekolwiek pisemko, a większą jeszcze choćby najuboższa biblioteczka. Każdy zwykle bawi się tem, co zaspały w gnuśności jego duch jego wyrobić potrafi, to jest ploteczką, i ta mu wystarcza. […] Wszystko, cokolwiek żyje życiem pełnem, pierzchło ztąd; nawet Wisła, obawiając się swym pluskiem naruszyć grobową ciszę, coraz dalej się odsuwa, a stojące nad jej brzegiem pełne dziś gruzu, dawniej zboża, spichrze, z żalem spoglądają za oddalającą się towarzyszką – czytamy dalej.

Czem mógłby być i powinien

Kiedy Aleksander Świętochowski pisze swój artykuł o Kazimierzu, ani on, ani jego rodzice nie mieszkają już w Miasteczku. Wyjechali stąd po upadku powstania styczniowego. Pozostał jednak – i to na całe życie – sentyment do nadwiślańskiego miasteczka i żal, że taki raj upada…

-Trzeba było polskiego niedbalstwa i nieumiejętności artystycznego kształtowania przyrody, trzeba było rosyjskiego brutalstwa, zamieniającego miasta na osady, ażeby z grodu prześlicznie położonego, handlowego zrobić brudną kotlinę, w której roiło się ciemne i ubogie żydostwo. W ostatniem dwudziestoleciu Kazimierz zabudował się nowymi domami i willami, wystroił się na zjazd i przyjęcie letników, ale nie jest jeszcze tem, czem mógłby być i powinien. Błądząc całymi dniami podczas wakacyi po tych górach i wąwozach, upajałem się ich czarem i rozkosznem marzeniem, że będę mógł śród nich żyć stale i spocząć wiecznie – pisał Świętochowski w pamiętnikach w ostatnich latach swego życia.

To marzenie się jednak nie spełniło. Pisarz zmarł w 1938 r. w majątku Gołotczyzna na Mazowszu. Pochowany został w pobliskim Sońsku.

Z kazimierskiej teki Adama Konasa

Mogliśmy o tym napisać dzięki pasji poszukiwawczej Pana Adama Konasa z Parchatki.

Czytaj także:
Z kazimierskiej teki: Kazimierz 1930>>>

Witaj
Zapisz się na nasz newsletter

Będziesz otrzymywać informacje o ciekawych wydarzeniach

Nie wysyłamy spamu, nie przekazujemy nikomu adresów email.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *