Wianki spłynęły Wisłą

Za nami letnie przesilenie, noc Kupały, noc świętego Jana. Wianki spłynęły Wisłą i wieloma innymi rzekami. Także w Kazimierzu.

Noc Kupały na Żmijowiskach

Czas letniego przesilenia to czas miłości. Nic dziwnego, że w tę noc na Żmijowiskach na terenie trzebiszcza poświęconego słowiańskim bóstwom obrzędy Kupalnocki rozpoczęła się od swadźby. Małżeństwo zgodnie z dawnym zwyczajem zawarła para młodych, która swój związek przypieczętowała posadzeniem dębu i brzozy – symboli płodności. Dopiero później przyszedł czas na składanie ofiar bogom za pośrednictwem ognia. Najpierw trzeba go było jednak rozniecić – tak jak to drzewiej bywało – bez użycia zapałek czy zapalniczki. Zanim święty ogień przyjął miód, mąkę czy placek z jagodami jako ofiary, nad głowami zebranych zapłonął okrąg Swaroga, zastępując niejako słońce, które dawno już zeszło z nieboskłonu.

Noc powoli wchodziła do Żmijowisk. Żeby dopełnić rytualnej kąpieli w Chodelce, trzeba było zapalić pochodnie. A jak w ciemnicy skutecznie szukać kwiatu paproci? Podobno jarzy się światłem tylko w tę jedną noc w roku. Czy to znaczy, że łatwo go odnaleźć? Nikt z lubelskich rodzimowierców nie chwalił się następnego dnia, że taki niezwykły kwiat odnalazł. A może nikt go jednak szukać nie próbował i ograniczono się tylko do skoków przez ognisko?

A wianki? – spytacie. Uczestnicy obrzędu na Żmijowiskach mieli je na głowach. Mężczyźni uwite z gałązek dębu, kobiety – z traw, kwiatów i ziół. Wieńce pozostały jednak na głowach. Nie spłynęły Chodelką, bo wszyscy uczestniczący w obrzędzie mieli już swoich partnerów. Nie było więc powodu, by puszczać wianki, które wydostaje przecież z wody ten, kto jeszcze nie został jeszcze przyjęty przez dziewczynę…

Wigilia świętego Jana na Wiśle

Kazimierz świętuje noc świętojańską 23 czerwca. Święto ma jednak charakter nieformalny. W sobotę wianki celebrowało Kazimierskie Towarzystwo Wiślane. Wieczorem Wisła zaroiła się od łódek, pychówek i łodzi. Było i puszczanie wianków, i biesiada na plaży. Do później nocy. Po imprezie musiał pozostać niedosyt, skoro następnego dnia nie zabrakło chętnych do udziału w kolejnej celebracji nocy sobótkowej – w niedzielę. Tym razem towarzystwo było wybitnie kobiece. Blisko setka bachantek w wiankach i barwnych kreacjach przeszła korowodem z rynku na statek i popłynęła w górę rzeki. Były śpiewy i tańce. A wianki? – spytacie? Czarna wiślana toń poniosła je w nieznane tuż przed przybiciem do portu w drodze powrotnej.

-Pamiętam wianki jeszcze z dzieciństwa. W wigilię świętego Jana statki Odetta i Marzanna wypływały późno przystrojone w lampiony i światła – wspomina Barbara Walencik, która niedzielne wianki organizowała wraz mężem. – Nad Wisłą płonęło wiele ognisk. Czy były skoki przez ogień? Może skakali. Na statku grała kapela. A wianki puszczano i ze statków i z wału. Cudnie było…

Cudnie było i w tym roku. Dobrze, że stara tradycja wciąż jest żywa.

Czytaj także: Wianki>>>

Witaj
Zapisz się na nasz newsletter

Będziesz otrzymywać informacje o ciekawych wydarzeniach

Nie wysyłamy spamu, nie przekazujemy nikomu adresów email.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *