Dąb króla Kazimierza pękł na dwoje. Co dalej z królewskim drzewem? O tym zdecydują przyrodnicy.
Dąb króla Kazimierza na Dębowych Górach. Miejsce spacerów miejscowych i przyjezdnych. Z jego cienia korzystał także – jak głosi legenda – król Kazimierz, który popołudniami spotykał się tu z ukochaną Esterą. Musiało być tu pięknie, skoro król przychodził w to miejsce nawet po pracy. Tu przecież w godzinach urzędowania godził zwaśnionych mieszczan i skłóconych włościan, sprawował sądy, przywracając sprawiedliwość.
Dąb króla Kazimierza i jego następca
Dziś bujna zieleń zasłoniła piękne widoki na dolinę Wisły, jakimi delektowała się królewska para. Zresztą i dąb stary tak naprawdę nie może pamiętać kazimierzowskich czasów. Posadził go bowiem w 1948r. leśnik inż. Zdzisław Wilusz – pracownik Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, który w czasie wojny był dowódcą Kampanii Warszawskiej Armii Krajowej w Lasach Janowskich. Młody dąbek – podlany obficie przez dzieci z kazimierskiej szkoły – przyjął się w miejscu starego dębu, którego pokonały pioruny, ludzki brak wyobraźni i – ostatecznie – wojna.
Zresztą dąb króla Kazimierza już przed wojną był do połowy martwy.
-Do uschnięcia jego przyczynił się jeden z mieszczan, który go podpalił w celu zabrania pszczół – informuje przewodnik po Kazimierzu z 1933 roku.
Ostatecznie zakończył swój żywot w 1944r. podczas forsowania Wisły. Może – jak przypuszczają miejscowi – trafił weń pocisk artylerii niemieckiej ostrzeliwującej pozycje wojsk polskich? A może też – jako doskonały punkt orientacyjny dla niemieckiego ostrzału – został wysadzony przez Polaków lub Rosjan? Dziś o tym, że stał w tym miejscu, świadczą tylko fragmenty ogromnej cementowej plomby, która miała przedłużyć życie kazimierzowskiego drzewa. I świadczy też kolejny dąb – dziś też już niemłody, bo 76 – letni – który miał być naturalnym przedłużeniem królewskiej historii. Teraz, jak się okazuje, ważą się i jego losy… 1 maja bowiem drzewo pękło na pół i potężny konar spadł na drogę, tarasując przejazd przez ulicę Dębowe Góry.
Tragedia królewskiego dębu
– Była wtedy bezwietrzna pogoda. Około godziny siedemnastej usłyszałem jakby dwa strzały. Zdziwiłem się: petardy pod dębem puszczają? Kiedy jednak spojrzałem w stronę drzewa, wszystko stało się jasne: połowa dębu leżała na ziemi. A jeszcze przed chwilą przejeżdżał tędy samochód. Na szczęście nikomu nic się nie stało – relacjonuje Marek Kozak właściciel działki, na której rośnie dąb króla Kazimierza.
Przy usuwaniu konara przez trzy godziny pracowały trzy jednostki straży pożarnej.
-Naszym zadaniem było usunięcie drzewa z drogi dojazdowej do cmentarza oraz ogrodzenia, na które upadło, starając się przy tym nie pogłębić szkód – czytamy na stronie OSP KSRG Kazimierz Dolny.
Dlaczego drzewo pękło na dwoje?
-Dąb rozpruty jest do samego końca. 30 lat temu uderzył w niego piorun. Rozpruł całego dęba. Połowa drzewa jest wysuszona. Zgłaszałem ten fakt w gminie – mówi Marek Kozak. – Boję się, że cały dąb może runąć – za miesiąc, za jakiś czas, a ja będę ponosić odpowiedzialność.
Właściciel o tragedii dębu zawiadomił odpowiednie organy, w tym Lubelskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Teraz czeka na opinie.
-Kto uważa, że drzewo nie zagraża bezpieczeństwu ludzi, niech da to na piśmie i niech się pod tym podpisze – mówi Kozak.
Jaki więc los czeka dębu króla Kazimierza?
Czytaj także: Jakie jest moje ulubione miejsce w Kazimierzu>>>