-To była prawdopodobnie największa tragedia na śródlądziu niezwiązana bezpośrednio z wojną – mówi regionalista prof. Andrzej Pawłowski.
To było na początku listopada 1916r. W Dzień Zaduszny o zmierzchu ludzie jak co dzień wracali promem z robót zza Wisły. Jak co dzień na promie było blisko 150 mieszkańców Kazimierza.
-Wszyscy w najlepszej myśl powchodzili na ów prom i z pieśnią chóralną zastosowaną do Dnia Zaduszek odbili od brzegu – relacjonuje „Ziemia Lubelska” w artykule „Straszliwa katastrofa na Wiśle” z 5 listopada 1916r.
Kto zawinił?
Ów prom złożony był z dwóch połączonych tratw. Jedna z nich – jak donosiła gazeta z 5 listopada – była dziurawa i zaczęła nabierać wody, gdy przewoźnik natrafił na głębię z wirem wodnym.
-Aliści już podczas zetknięcia się z wirującą wodą dziurawa krypa napełniła się, prom nagle pochylił się i gromada ludzka zsunęła się na jedną z połów promu, co tak silnie go przechyliło, że i do drugiej krypy woda się wlała – podaje dziennikarz w numerze z 5 listopada, zwracając przy tym uwagę na lekceważenie obowiązków przez przewoźnika.
W kolejnym artykule z 12 listopada opartym o „zebrane urzędowe dane” nie ma już jednak ani słowa o dziurawej krypie. Jako przyczynę katastrofy podaje się błąd sternika, który wykonał źle manewr skrętu, by wyminąć łódź motorową zacumowaną przy kazimierskim nabrzeżu.
-Tratwy poczęły się kręcić. Pasażerowie sądzili, że prom osiadł na mieliźnie i poczęli cisnąć się na jednej z tratw do przodu. Woda zaczęła zalewać tratwę. Powstała panika i także na drugiej tratwie poczęto cisnąć się do przodu. Połączenie zerwało się i obie tratwy poszły na dno – pisze dziennikarz 12 listopada.
Promem kierował brat właściciela promu wraz z pomocnikiem.
-Władze poszukują kierownika promu, który zbiegł donosiła prasa z 12 listopada 1916r..
Zginęły 124 osoby
Ziemia Lubelska pisze, że w tragedii na Wiśle pod Kazimierzem zginęły 124 osoby. Większość z nich to były kobiety i dzieci. W akcji ratunkowej brało udział 500 ludzi, parowiec oraz dwie łodzie motorowe. Udzielanie pomocy utrudniał zmierzch. Mimo bliskości brzegu i zorganizowanej natychmiastowej pomocy udało się uratować jedynie 27 osób.
-To była prawdopodobnie największa tragedia na śródlądziu niezwiązana bezpośrednio z wojną – mówi regionalista prof. Andrzej Pawłowski.
W Kazimierzu zachowała się pamięć o krzykach tonących, które słychać było podobno aż na Górach. Pytanie, gdzie w takim razie dokładnie rozegrała się ta tragedia?
Gdzie doszło do tej tragedii
W Kazimierzu przez wieki funkcjonowały dwa przewozy. Najstarszy – woyszyński (miejski) usytuowany był w okolicy portu, który znajdował się u wylotu Norowego Dołu. Drugi przewóz janowiecki (starościński) z czasem zdominował przewozy w Kazimierzu. A prowadząca do promu obecna ulica Krakowska nosiła wówczas nazwę Przewóźnej. Pod koniec XIXw. – jak podaje Jadwiga Teodorowicz – Czerepińska w monografii „Kazimierz Dolny” – nazwę Przewoźna nosi już obecna ulica Nadwiślańska. I tam – jak widać na makiecie miasta odtwarzającej stan z 1910r. w Muzeum Nadwiślańskim – funkcjonuje przewóz woyszyński.
-Było to zapewne spowodowane zmianą ukształtowania dna Wisły po jej odsunięciu się od brzegu kazimierskiego w II połowie XVIIIw. – konkluduje Czerepińska.
Czy to tu na Nadwiślańskiej doszło więc do tragedii w 1916r.? Niektórzy jednak przypuszczają, że mogło to być dużo dalej w dół Wisły w okolicach ulicy dolnej Puławskiej, skoro odgłosy słychać było aż na Górach?
Czas zatarł ślad…
I kolejne pytanie. Gdzie pochowano ofiary tej tragedii? Na którym z kazimierskich cmentarzy? Jakiej narodowości – polskiej czy żydowskiej – były ofiary? Na wiele z tych pytań nie znajdziemy być może już dzisiaj odpowiedzi. Pamiętajmy o tych kazimierzakach.
Czytaj także: