To miał być niezbyt wymagający spacerek. Takie kółeczko. Z uwagi na skwar przynajmniej częściowo trasa miała prowadzić wąwozami i – żeby nie było nudno – wykrotami. W planach były ruiny willi Szukalskiego i obowiązkowo wizyta w willi Graffa, żeby sprawdzić, czy jeszcze stoi… I nie wiadomo kiedy mierniczy pokazał: 8 km! Ale co to jest!
Moje spacery zaczynam zwykle spod studni. Stąd rozchodzą się drogi we wszystkie strony świata. Moja – choć Ofelią nie jestem – tym razem prowadzi do klasztoru. Sprzed sanktuarium rozpościera się bowiem jeden z najpiękniejszych widoków na Miasteczko. Rynku, choć niedaleki, już nie widać, ale w pełnej krasie prezentują się fara, zamek i baszta oraz Góra Trzech Krzyży. Z prawej strony urzekają grzebienie zespolonej attyki Przybyłowskich kamienic.
Klasztor ojców franciszkanów
Zaglądamy na wirydarz z figurą Matki Boskiej wśród róż i ogromną studnią otoczoną brukiem w lewej części ogrodu. W 1629r., kiedy studnia powstała, woda w takiej bliskości była ogromną wygodą. Studni w centrum Miasteczka kazimierzanie doczekali się – jak pisze Bogdan Rokicki w książce „Nosiwoda z Kazimierza” – dopiero na początku XIXw. Środki na dokończenie jej budowy pochodziły nie z kasy miejskiej, ale ze składek mieszkańców, co poświadczają księgi miejskie z 1813r.
Pozostawiamy klasztor i wyruszamy w kierunku cmentarza świętego Jana. Tu przed bramą pochodzącą z dawnego ogrodu aptekarza Lichtsona mamy kolejny piękny widok na Kazimierz. Na jednej linii – wyznaczonej biegiem Wisły – układają się klasztor, fara, zamek i baszta. Ten układ zauważył i opisał jako pierwszy architekt Tadeusz Tołwiński. Na początku XXw. widok ten – niezakłócony przez budynki, parkany i auta – był nieporównanie piękniejszy.
Głęboczyzna
Nie naruszamy spokoju zmarłych – skręcamy w lewo i idziemy wzdłuż ogrodzenia. Wkrótce dochodzimy do Głęboczyzny – wąwozu, który rozdziela dwie części cmentarza. Zbocza jaru od 1925r. spinają arkady mostu według projektu ks. Kamińskiego i architekta Karola Sicińskiego. Głębocznica, którą kiedyś prowadziła droga gminna na Miejskie Pola, doprowadza nas do dębu króla Kazimierza. Jak wygląda teraz to słynne drzewo, na które w czerwcu tego roku zapadł wyrok? Skazane na ścięcie straciło wprawdzie wszystkie gałęzie, ale stoi! Czy rażone piorunem znajdzie w sobie tyle siły, by odrodzić się na wiosnę i opowiadać dalej historie o Kazimierzu i Esterce przekazane przez swojego poprzednika?
Willa Graffa
Ulica Dębowe Góry – położona w kolejnym wąwozie – wyprowadza nas z cienia w pełne słońce. Korzystając z uprzejmości właścicieli Domu na Skarpie prywatną drogą dochodzimy do modernistycznej willi Graffa. Odwiedzając to miejsce regularnie kilka razy w roku, widzę, jak niszczeje. Nie tylko drzewa umierają, stojąc…
Schodzimy w las. Mijamy po prawej stronie domek w lesie – urokliwą onegdaj Marynówkę. Przed nieogrodzoną posesją skręcamy w lewo i schodzimy ze zbocza. Po drodze przechodzimy przez niewielkie wypłaszczenie. Tu podobno – w czasach, gdy Marynówka była pensjonatem – było kiedyś boisko, na którym grali w piłkę odpoczywający tam letnicy. Zboczem dochodzimy do dna jaru. Kto uwierzy, że tędy prowadziła droga do willi Graffa? Skręcamy w prawo i dochodzimy do Plebanki.
Powstańcze krzyże
Plebanka – naturalny wąwóz lessowy, gdzie less miesza się z piaskiem, który zda się dominować zwłaszcza po większym deszczu, doprowadza nas do krzyża. Czy górki za nim to kopce grobowe z czasów powstania listopadowego jako pozostałość bitwy z 18 kwietnia 1831r.? Czy zwyczajne tutaj ukształtowanie terenu? Plebanka – mimo dotychczasowych poszukiwań – wciąż zazdrośnie strzeże swoich tajemnic.
Kolejny krzyż powstańczy – tym razem z powstania styczniowego – stoi u styku ulicy Słonecznej i drogi prowadzącej na Albrechtówkę i do Mięćmierza. Tu 1 lutego 1863r. nastąpiło pożegnanie powstańców wycofujących się z miasta. Dziś szeleszczą nad nim leszczyny stukając dojrzałymi owocami…
Albrechtówka
Wejście na Albrechtówkę zostało specjalnie oznakowane na płocie falującym w stylu Gaudiego. Tych, którzy zechcą skręcić w lewo z szosy asfaltowej prowadzącej do Mięćmierza, wita wykonana techniką sgraffito postać inż. Jana Albrychta. Jeżeli skorzystamy z tego zaproszenia, trafimy do kolejnych kultowych w Kazimierzu ruin – willi Szukalskiego, którą tak naprawdę zbudował dla swojej rodziny właśnie inżynier Albrycht. To od jego nazwiska przyjęła nazwę ta „dzielnica” Kazimierza. Jak to się stało, że stała się AlbrEchtówką? Zarówno Szukałka jak i willa Graffa są w rękach prywatnych. Ale czy daje to nadzieję na przywrócenie piękna tych budynków Miasteczku?
Piaskowy Dół
Wąwozem Piaskowym schodzimy w kierunku Wisły. Kto uwierzy, że tędy jeździły onegdaj pojazdy konne czy nawet auta? Przecież dzisiaj nie da się tędy iść inaczej jak pojedynczo. Przy czym trzeba mocno uważać, bo bardziej to zejście można nazwać wykrotem niż drogą.
Schodzimy na wał wiślany. Przed nami już prosta droga do centrum. W pełnym słońcu. Na osłodę spotkanie z kozami, które powoli wracają w krajobraz Miasteczka. Chociaż nie są to czarne złotookie kozy kazimierzowskie, to warto wymienić się z nimi chwilą czułości.
Plaża w Kazimierzu
Wracając do Miasteczka wstąpiliśmy na chwilę na kazimierską plażę. To piękne miejsce dziś raczej świeci pustkami. Na plażę zmierzali nieliczni amatorzy odpoczynku nad wodą. Kąpać się w Wiśle absolutnie nie wolno, ale plażować jednak można. A widoki stąd wprost bajeczne!
Wychodząc z rynku liczyliśmy się, że wrócimy w strugach deszczu. Całą drogę towarzyszył nam upał. I chmury. Było wyjątkowo parno. Oddech łapaliśmy w wąwozach. Kiedy opuszczaliśmy Piaskowy Dół, przywitało nas słońce. A deszcz? Pozostał w sferze niespełnionych marzeń…
Zmęczeni? Naprawdę?
Czytaj także:
Jakie jest moje ulubione miejsce w Kazimierzu>>>
Odbudują willę Szukalskiego>>>
Powitanie wiosny>>>
Brzemienna Maria i jej braciszkowie>>>