Pół wieku od matury

Ostatni taki zjazd absolwentów kazimierskiego liceum był w latach 90. ubiegłego wieku. W miniony weekend w Gminnym Zespole Szkół spotkali się maturzyści, którzy egzamin dojrzałości zdawali w Kazimierzu w 1973r.

Po 50 latach znów spotkali się w murach swojej szkoły, w której 10 maja 1973r. zdawali maturę. Szkoła inna, oni inni, a jednak wciąż tacy sami. Ten sam filuterny błysk w oku. To samo poczucie humoru. Ta sama młodzieńcza nieśmiałość. I co z tego, że dziś mają wnuki i są, jak to powiedział jeden z nich, stypendystami ZUS-u. Wraz z przekroczeniem progu ich szkoły 50 lat jakby się skurczyło. A oni weszli do budynku jak 19 – latkowie. Młodzi, weseli, głośni, nienasyceni sobą.

10 maja 1973r. w auli szkolnej zasiadło przy egzaminacyjnych stolikach 80 maturzystów z dwóch klas. Wychowawcą jednej była nauczycielka geografii pani Wronowa, żona szanownego tu lekarza, opiekunem drugiej – nauczyciel chemii pan Henryk Kamiński.

– Przez te 50 lat 11 osób zmarło. Swój udział w spotkaniu zadeklarowało 30 osób. Ostateczne przyjechały 23 – mówi jeden z organizatorów zjazdu Jan Księski.

Uczestnicy zjazdu maturzystów spotkali się z obecnym dyrektorem Gminnego Zespołu Szkół Januszem Raczkiewiczem, który oprowadził ich po szkole. Nowy budynek wzbudzał zachwyt, ale jednocześnie przekonanie, że czasu nie da się jednak zawrócić…

-Dziś to już zupełnie inna szkoła – mówi Wiesława Rozłowska, która była nie tylko uczennicą kazimierskiego LO, ale z czasem jego nauczycielką i dyrektorką. – Zawsze z przyjemnością oglądam, chociaż nie do końca mi się podoba. Tamta miała inną atmosferę. Ta jest taka… sterylna. Tak … czysta. Przestronna. To już nie jest moja szkoła…

Mimo to spacer po budynku wywoływał wspomnienia.

Akademie

Aula ze sceną nieodłącznie kojarzyła się z akademiami.

-W ilu brałem udział? W kilku, kilkunastu, juhuhu! I jeszcze trochę – śmieje się Roman Wolny, z wykształcenia geodeta, pszczelarz z zamiłowania. – Kiedyś już miałem dosyć występowania w tych akademiach, a mnie wciąż wypychały tam nauczycielki. Pamiętam, to była akademia z okazji rocznicy istnienia Ligi Ochrony Przyrody. Bardzo nie chciałem, ale znów mnie wypchnięto na scenę. Padło pytanie: Ile lat istnieje Liga Ochrony Przyrody w Polsce Ludowej? 60! – odpowiedziałem. Ale przecież Polska Ludowa nie ma tyle lat! – wyszeptała jedna z nauczycielek. No to 50, pasuje? Nie pasowało. Po tym fakcie już mnie nie nagabywano do udziału w akademiach…

Spacery

Korytarze wywoływały inne wspomnienia. Przede wszystkim przypominały przerwy. A jak przerwy – to obowiązkowe spacery po korytarzu.

-Chodziliśmy po 2 – 3 osoby w kółko po korytarzu. Całą przerwę – mówi Barbara Górecka emerytowana telefonistka. – Nie można było siedzieć. Gimnastyka musiała być!

Tarcze

Tarcze to dla uczniów wielu polskich szkół puste pojęcie. Pół wieku temu ten kawałek filcu w kształcie tarczy z nazwą szkoły to była duma nie tylko kazimierskiego liceum. I jednocześnie udręka dla wielu uczniów.

-Tarcze trzeba było nosić. Chłopcy na marynarkach. Dziewczęta na fartuszkach – opowiada Jan Księski. – Nauczyciele sprawdzali na korytarzach, czy te tarcze są przyszyte. Ale ja byłem cwańszy! Zrobiłem sobie tarczę na trzech szpilkach. W każdym rogu tarczy miałem szpilkę odpowiednio wygiętą. Zapinałem sobie na rękawie marynarki. A potem wychodziłem ze szkoły i zdejmowałem. Zawsze mi się udawało!

Trzeba jednak dodać, że tarcze trzeba było nosić nie tylko w budynku szkoły, ale także na zewnątrz.

Gutkowski, do fryzjera!

Dziś tamte szkolne problemy stanowią wspomnienia z gatunku tych sentymentalnych. Nie wszystkie jednak.

-Pamiętam taką scenę z klasy maturalnej – wspomina Janusz Gutkowski. – Na przerwie zatrzymał mnie dyrektor Partykiewicz i powiedział: Gutkowski, do fryzjera!. Nie było dyskusji. Poszedłem tego samego dnia. Na drugi dzień dyrektor spotyka mnie i mówi: Nie byłeś! Byłem – odpowiadam. A ja ci mówię, ze nie byłeś – dyrektor na to. Pobierałem wtedy stypendium. bo sytuacja w domu była trudna. Mama miała trzech chłopaków, a ojciec nie żył. Na radzie dyrektor postawił wniosek i stypendium mi odebrano…

To tylko niektóre ze wspomnień, którymi dzielili się maturzyści podczas zwiedzania szkoły. Część oficjalną zjazdu zakończył poczęstunek na patio szkolnym. Potem był czas na spacer po Kazimierzu i wspólny jeszcze wieczór.

Na zawsze młodzi

To spotkanie dla maturzystów z 1973r. było jak wejście po raz drugi do tej samej rzeki, do której przecież – jak powiedział Heraklit z Efezu – wejść już nie sposób. A jednak się udało. Mimo wieku i innych ograniczeń. Było powrotem do czasów młodości. A oni okazali się forever young. Na zawsze młodzi.

Czytaj także: Ruszyła stołówka w GZS>>>

Witaj
Zapisz się na nasz newsletter

Będziesz otrzymywać informacje o ciekawych wydarzeniach

Nie wysyłamy spamu, nie przekazujemy nikomu adresów email.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *