Gdzie straszy duch partyzanta?

Lokalne opowieści o duchach, zjawach i upiorach wciąż znajdują słuchaczy. Rzadko jednak można znaleźć kogoś, kto potrafi pięknie opowiadać. Pan Stanisław Próchniak opowie historię z Wierzchoniowa, miejscowości oddalonej o 8 km od Kazimierza.

Wąwozy kazimierskie. Duma Miasteczka i okolicy. Na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego jest ich najwięcej w Europie. Na jeden kilometr kwadratowy przypada 11 kilometrów bieżących wąwozów. Niektórymi z nich biegną drogi, niektórymi ścieżki. Wiele jednak zapomniało, kiedy ostatnio przemierzały je ludzkie stopy. Już niepotrzebne skróty, skoro łatwiej dojechać samochodem, chociaż nierzadko jest to dużo dalej.

Do jednego z takich wąwozów na terenie wsi Wierzchoniów prowadzi nas Stanisław Pruchniak. Chce pokazać miejsce, gdzie ponad pół wieku temu widział – jak twierdzi – ducha żołnierza.

Dnem niezbyt głębokiego jaru płynie dziś jak i 50 lat temu strumyk. Niedaleko stoi leśna teraz studnia, z której kiedyś brano wodę dla bydła wypasanego w wąwozach. Nie ma w niej już wody. Miejsce, gdzie była, znaczy jedynie ceglana cembrowina.

-To była najkrótsza droga do domu – mówi Stanisław Pruchniak, który w dzieciństwie tym wąwozem chodził razem z młodszym bratem do sąsiadów bawić się z dziećmi.

To była znana droga, której nie bał się pokonywać nawet nocą. To był otwarty, niezadrzewiony teren. Tak zwane Ogóły. Wokół tyko pola i łąka. Często zdarzało się, że do domu wracał bardzo późno. Miał wtedy 13 lat, ale z bratem, chociaż młodszym, zawsze było raźniej.

We wsi mówiono, że w tym miejscu straszy. Duch pokazywać się miał na zboczu wąwozu, gdzie prawdopodobnie przez kilka dni leżało jego ciało. Kto je sprzątnął i kiedy – tego nie wiadomo. Dusza jednak na jakiś czas przywiązała się widocznie do miejsca swojej śmierci.

-Idźta, idźta, to was będzie partyzant straszył! – przestrzegał chłopców sąsiad Pałka, który mieszkał niedaleko.

Dzieci jednak śmiały się z tej przestrogi. Ot, wiejskie bajanie, kto w nie wierzy? A jednak wiara przyszła. Pewnej nocy.

Duch w Ogółach

-Pewnego razu wracaliśmy z bratem przed północą od sąsiadów. Ja miałem wtedy 13 lat, brat 11. To była jesień chyba. Nie było drzew i chaszczy jak teraz. Tu było pole, tu łąka. Wzdłuż strumyka prowadziła ścieżka. Dziś jej nie widać wcale – opowiada Stanisław Pruchniak. – Noc była jasna. Zobaczyliśmy go, jak tylko zeszliśmy nad strumyk. Stał na zboczu, za strumykiem – w tym miejscu. Człowiek z siwą brodą. W żołnierskiej czapce. Około dwóch metrów wysokości miał śmiało. Ubrany był w ciemny siwy płaszcz za kolana. W ogóle się nie ruszał, ale wzrokiem cały czas wodził za nami.

Droga do domu okazała się tym razem wyjątkowo długa i krótka jednocześnie. Chłopcy dobiegli do domu mokrzy z wysiłku i ze strachu. Rodzice nie bardzo jednak wierzyli dziecięcym opowieściom.

-Przywidziało wam się – skwitował ojciec i kazał iść spać.

Jednak kiedy następnego dnia poszli na to miejsce sprawdzić, nie było żadnych śladów. Czy rzeczywiście się chłopcom przywidziało?

Dziś Stanisław Pruchniak ma 66 lat. Wciąż pamięta postać partyzanta w szarym szynelu stojącą na zboczu w Ogółach…

Stanisław Pruchniak pochodzi z Lasu Stockiego, Wierzchoniów to wieś jego dzieciństwa. Dziś mieszka w Celejowie.

Czytaj także:

Spacerkiem: Sarnim tropem>>>
Spacerkiem: Zajrzeć pod podszewkę>>>

Witaj
Zapisz się na nasz newsletter

Będziesz otrzymywać informacje o ciekawych wydarzeniach

Nie wysyłamy spamu, nie przekazujemy nikomu adresów email.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *