Duchy na Okalu

Wszyscy znamy legendę o królu Kazimierzu i Esterce. Niektórzy słyszeli o Maćku Borkowicu zamkniętym w kazimierskiej baszcie. Ale to niejedyne kazimierskie opowieści. Warto tylko nastawić ucha i posłuchać starszych kazimierzaków. A potem wybrać się na spacer śladami ich bohaterów. Dziś niesamowita historia o duchach na Okalu.

Dzień zapowiadał się piękny. Po deszczu, który poprzedniego dnia towarzyszył burzy, zostało tylko
rześkie powietrze. Gdzieś wysoko w górze śpiewał skowronek. Od Okala słychać było przytłumione
nieco ujadanie podwórkowych kundli. Na polu niedaleko wiatraka trwała orka.

Siwek ciągnął pług lekko, pochrapując radośnie. Postępujący za nim chłop nie musiał się zbytnio
wysilać. Skiby kładły się równo jedna przy drugiej. Wyglądało na to, że ten niewielki kawałek pola uda
się przygotować pod zasiew jeszcze do południa.

Nagle koń stanął


i zastrzygł niespokojnie uszami.
-Co jest? Spokojnie, maleńki – odezwał się wyrwany z zamyślenia rolnik, rozglądając się dookoła.
Dopiero teraz to usłyszał. Gdzieś znad Wisły wiatr przyniósł stłumiony krzyk. Dźwięk narastał. Koń
stanął dęba i runął do przodu, wyrywając lejce z rąk zdumionego gospodarza. Odpięty od pługa orczyk
uderzał go po pęcinach, sprawiając wrażenie, że zagrożenie jest tuż za nim. Siwy rwał przed siebie w
szalonym pędzie. Rozwiana grzywa i piana na pysku nie wróżyły niczego dobrego.
-Stój, Siwy! Prr! – wołał chłop biegnąc za zwierzęciem, które wpadło już w opłotki Okala. Co będzie,
jak stratuje po drodze kurę czy kota albo nie daj Panie Boże… dziecko?!

Orczyk wciąż tłukł po nogach oszalałego ze strachu Siwka, który nie zwalniał biegu. Nagle tuż przy
przystanku autobusu podmiejskiego dal się słyszeć głuchy łoskot i zwierzę zwaliło się na ziemię. Na
drzewie tuż obok pozostał krwawy ślad.

Kiedy rolnik dobiegł do konia, Siwy wydał ostatnie tchnienie i zamknął oczy. Chłop pochylił się nad
nim.
-Taki koń! Taki koń! – powtarzał, nie mogąc uwierzyć to, co się stało.

Truchło konia pomogli mu uprzątnąć sąsiedzi. I to właściwie byłby koniec tej historii, gdyby nie to,
że… miała ona swój dalszy ciąg.

Zmierzchało się,

kiedy młody okalczyk wracał ze szkoły. Była późna jesień. Wiał zimny nieprzyjemny
wiatr, na tyle silny, że chłopak musiał przytrzymywać rękami kaptur, by nie zerwał mu z głowy.
Latarnie powinny się już dawno zapalić, ale z jakiegoś powodu pozostawały ciemne, potęgując mrok
wokół. Do domu było już niedaleko. Siedlisko rodzinne znajdowało się tuż za wiatą przystankową,
która bielała w oddali. Kiedy zbliżył się nieco, zobaczył, że zamiast jednej białej plamy – są dwie. Ta
druga przybierała coraz wyraźniejsze kształty konia.

-Ki czort! Koń o tej porze sam bez gospodarza? – zdziwił się chłopak. Był jednak gotowy schwytać
samotne zwierzę i zaprowadzić go do domu. Rano poszuka się właściciela, chociaż nie przypominał
sobie, by ktoś z Okala czy Mięćmierza miał teraz siwka w zagrodzie.

-Może to koń z Dąbrówki? – zastanawiał się chłopak, podchodząc coraz bliżej zwierzęcia, które
właśnie skręcało w Cygańską drogę prowadzącą lasem do Kazimierza. Tu jednak koń zniknął.
Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. W lesie zahuczał puszczyk. Chłopak wzdrygnął się i co sił w
nogach popędził do domu.

Czy to bajka?

Białą końską zjawę jeszcze nieraz widywano w okolicy. Chociaż nie brakuje takich, którzy twierdzą, że
to bajka.
– Takie wydarzenie owszem miało tu miejsce w latach 90. ubiegłego wieku: koń listonosza zabił się o
drzewo, ale żeby potem straszył – o tym nie słyszałem – mówi sołtys Okala.

Czytaj także:
Spacer śladami Kazimierza Wielkiego i Esterki>>>
Czarna czy Biała?>>>


Witaj
Zapisz się na nasz newsletter

Będziesz otrzymywać informacje o ciekawych wydarzeniach

Nie wysyłamy spamu, nie przekazujemy nikomu adresów email.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *