1 września 1939r. Warszawa i wszystkie rozgłośnie polskiego radia nadawały komunikat specjalny. „A więc wojna!”– czytał spiker Zbigniew Świętochowski. Te dramatyczne słowa jeszcze dziś po 85 latach od wybuchu II wojny światowej wywołują dreszcz i budzą grozę…
Wojna przyszła w nocy…
Od tej grozy, która zawładnęła Polską 85 lat temu, nie był wolny leżący na prowincji Kazimierz.
-Dnia 31 sierpnia wojna przyszła w nocy. Nie wiem, czy kto pamięta słowa tego komunikatu radiowego z którego wyłoniła się pewność wojny. Nie było to wypowiedzenie, nie była depesza – jakieś fakty mogące oznaczać zgoła co innego – wspomina Maria Kuncewiczowa w „Kluczach”. – Noc płynęła ani odrobinę mniej czy bardziej gwiezdna niż wszystkie noce tamtego sierpnia. Księżyc wsiał ogromny, prawie biały. Przywykliśmy już do krwistej czerwieni Marsa uplątanego w brzozy. Nic nie zagrzmiało, nie runęło. Petunie pachniały. Jednak zła pewność wionęła nagle z każdej rzeczy.
Dyplomaci w Kazimierzu
Wielu wydawało się jednak, że samo położenie Miasteczka chroni go przed nieprzyjacielem, który tutaj może nie dotrze? Dlatego też tutaj zmierzali uchodźcy z ewakuowanej Warszawy. Ministerstwo Spraw Zagranicznych i dyplomacja trafiła do pobliskiego Nałęczowa. W Kazimierzu natomiast ulokowano departament administracyjny i konsularny polskiego rządu oraz mniej ważne misje dyplomatyczne. Wśród nich byli posłowie grecki, bułgarski i słowacki, który wypowiedział posłuszeństwo rządowi słowackiemu powołanemu przez Niemców. Był także chargé d’affaires egipski, którego wraz z personelem umieszczono w willi Ludkiewiczów naprzeciwko źródełka Miłości na Czerniawach. MSZ ulokowano w Hotelu Polskim przy farze. Biura ministerialne zorganizowano w szkole.
-Ludność miejscowa przyjęła nas bez entuzjazmu. Niektórzy obawiali się, że ściągniemy na ich miasteczko lotników niemieckich, inni z zazdrością patrzyli na paradujących z przewieszonymi przez ramię maskami gazowymi. Postanowiliśmy nie nosić stale naszych masek, zorganizować natomiast szycie przez towarzyszące nam kobiety tamponów przeciwgazowych dla miejscowej ludności – wspomina Stanisław Schimitzek dyrektor Departamentu Administracyjnego, który razem z MSZ ewakuował się do Kazimierza Dolnego i 6 września 1939r. został komendantem drugiego rzutu ewakuacyjnego MSZ.
Urzędnicy centralni zaoferowali również miastu pomoc w zakresie obrony przeciwlotniczej, łącznie kontrolą zaciemnienia i kopaniem rowów przeciwlotniczych. W pierwszych dniach września samoloty niemieckie wielokrotnie przelatywały nad Kazimierzem, nie zrzucając jednak bomb. W mieście panowały ciemności, ponieważ zbombardowano elektrownię w Pionkach. Urzędnicy zatrzymali się jednak w Miasteczku jedynie na dwa dni. Z powodu pogarszającej się sytuacji na froncie zarządzono dalszą ewakuację na wschód. Większość wyjechała nocą 6 września. Rankiem następnego dnia Kazimierz opuścili ostatni przedstawiciele administracji państwowej. Powoli Miasteczko wchodziło w wojenną rzeczywistość…
Źródła:
Joanna Caspaeri, Willa pod Różami w: Brulion Kazimierski nr 4, 2003, s. 60 – 63.
Maria Kuncewiczowa, Klucze, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1990, s. 15 – 36.
Jan Szembek, Diariusz wrzesień – grudzień 1939, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1989, s. 19 – 31.
Wrzesień 1939r. w relacjach dyplomatów, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1989, 13 – 110.
Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Czytaj także: Kazimierskie opowieści: historia pewnej studni>>>